RECENZJE
Evolution II: Far Of Promise [ by
RedBerry
]
|
Przyznam szczerze, że sięgnęłam po ten tytuł z powodu totalnego
zapotrzebowania na jakikolwiek RPG i nie obiecywałam sobie po nim
zbyt wiele. Niestety, posiadacze DC nie są zalewani zbyt dużą
ilością gier tego gatunku, przynajmniej jeżeli chodzi o pozycje
anglojęzyczne (gdybym znała japoński to co innego ; )...
Nie miałam wcześniej okazji pogrania w pierwszą część gry i
jedyne, co mi o niej wiadomo to fakt, że jej wydawcą również był
Ubi Soft.
„Evolution II”, rozpoczyna się ładnym filmikiem (którego sens z
początku może nie jest zbyt czytelny), po którym dowiadujemy się,
że musimy odszukać artefakty starej cywilizacji oraz uratować
miasto Museville przed bandytą o imieniu Carcano. Ponieważ nikt
miejscowy nie potrafi sprostać wyzwaniom, prezydent miasta,
białogłowy staruszek o bardzo akuratnym nazwisku (Whitehead)
zwraca się do znanego bohatera z miasta Pannam Town – Mag
Launchera (czyli do nas) z prośbą o pomoc. W wykonywaniu
powierzonych misji wspomaga nas grupka przyjaciół wśród których
(może nie na samym początku) wybieramy dowolny skład drużyny.
Walki prowadzone są systemem turowym i tak jak np. w „Grandii”
widzimy potwora zanim dojdzie do konfrontacji, co z kolei daje nam
dodatkowe możliwości: uniknięcia starcia, zaskoczenia potwora od
tyłu, czy też (przy odrobinie pecha) to własnie on nas zaskoczy.
Powyższe zdarzenia zdają się mieć najbardziej istotny wpływ na
rozegranie pierwszej tury.
Wizualnie, gra sprawia dobre wrażenie: jest bardzo kolorowo i bez
pikseli, świat przedstawiony jest w 3D, natomiast postacie widzimy
z lotu ptaka lub, jeżeli wolimy, możemy przełączyć kamerę na widok
zza pleców.
Muzykę stanowią miłe dla ucha melodyjki, którym również nie można
nic zarzucić.
Dużym plusem gry są zabawne w treści jak i w brzmieniu dialogi.
Gracz posiada możliwość włączenia anglojęzycznych napisów, co jak
dla mnie jest najlepszym rozwiązaniem. Japończycy są mistrzami w
dziedzinie seyiu i z przyjemnościa słucha się ich popisów
wokalno-aktorskich.
Będąc w temacie dialogów, nadmieniam, że nie muszą się ich obawiać
osoby za średnią a nawet słabą znajomością języka angielskiego,
gdyż są naprawdę proste i mało skomplikowane jak i niestety cała
fabuła. Tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy, czyli do faktu, że
cała gra jest zdecydwania zbyt łatwa, dla chociażby przeciętnego
(co mówić o wytrawnym!) wielbiciela rpg-ów.
Pierwsze skojarzenie: pamięta ktoś grę na PSX – „Guardian’s
Crusaide”? Otóż „Evolution II” to ten sam typ gry, stworzonej
głownie dla graczy, stawiających dopiero pierwsze kroki w gatunku
gier rpg – takie rpg-owe przedszkole.
Walki są tak łatwe (ewentualnie oprócz ostatniego bossa), że nawet
nie mając zbyt starannie dobranego „zaplecza żywnościowego” w
podręcznym bagażu i nie wysilając się na skomplikowane strategie,
nie sposób ponieść klęskę.
Cała gra też kończy się zbyt szybko, około 20-30 godzin grania, w
zależności czy ktoś „prze, byle do przodu”, czy odwiedzi jedyną
dodatkową lokację w grze: Tower of Despair, treningową wieżę, w
której zdobywa się mało punktów doświadczenia, ale za to szybko
przyrastają nowe umiejętności magiczne. Znowu nasuwa się
skojarzenie z „Grandią” (Tower of Temptation), ale poziom
trudności w/w lokacji „Grandii” był nieporownanie wyższy.
Gdybym mogła narysować krzywą rajcowności gry na przestrzeni:
pierwsze wrażenie, godzina gry, tydzień, miesiąc (?!), to
ostateczna ocena spadałaby z pozycji mocnej ósemki (w
dziesięciostopniowej skali ocen) do najwyżej szóstki. Pod koniec
gra zaczyna okropnie nudzić, tym bardziej, że niczym specjalnym
nie zaskakuje, powtarza jedynie schematy.
Podkreślam jednak raz jeszcze: jeżeli ktoś lubi ładne, miłe i
łatwe gry, lub też nie miał jeszcze do czynienia z japońskimi rpg
to może śmiało „Evolution II” nabyć oraz dodać 1 punkt do
ostatecznej oceny, którą stanowi 6.
|
|