RECENZJE
Jeremy McGrath Super Cross 2000 [ by LNG
]
|
Gra Super się nazywa, ale czy naprawdę jest super? Przez całe moje dwudziestoletnie życie niezbyt dużo grałem w gry, których tematem był ten interesujący i niezwykle niebezpieczny sport, jakim jest motokros. Więc gdy nadarzyła się okazja zdobycia gry pomyślałem czemu nie, może być ciekawie. Niestety nie było ciekawie, było kiepsko. Niezwykle rzadko zdarza mi się tak myśleć o grach na Dreamcasta, ale ta gra nie jest obowiązkową pozycją dla każdego gracza. Totalny brak miodu, kurcze miodek gdzieś wyparował albo Jeremy McGrath go zeżarł. Ale po kolei.
Przy uruchomieniu gry cieszy oko bardzo dobrze i dynamicznie zrobione intro. Fajne pokazy wyczynów na motocyklach w wykonaniu tytułowego bohatera i jego kolesi. Ale w tym miejscu tego tekstu słowo „fajne” przestanie być używane do opisu gry, bo dalej jest już tylko gorzej. Wyliczanie bardzo długiej listy wad zacznę może od dźwięku, bo od czegoś trzeba zacząć. O ile głosy otoczenia można jakoś znieść, publiczność coś tam wykrzykuje a spiker nawija bez sensu (przy każdym starcie to samo, gada tylko przed startem w czasie jazdy już nie da rady go uświadczyć). To odgłosy silnika przechodzą już wszelkie granice. W dziedzinie motoryzacji jestem totalnym lamerem, ale wydaje mi się, że silnik motocykla terenowego o bardzo dużej mocy nie powinien wydawać odgłosu łudząco podobnego do tego, jaki wydaje kosiarka (gdybym się mylił to niech mnie ktoś poprawi). Wydaje mi się, że silnik o pojemności 125 cc wyje, choć odrobinkę inaczej niż silnik o pojemności dwa razy większej. Słów kilka o muzyce: nie jest taka zła, na tle gry wypada dobrze, niektóre kawałki sprawiają, że przestaje się grać i słucha się muzyki. Czas przejść do grafiki: tory zrobione są bardzo dobrze ładna trójwymiarowa grafika, ciekawe otoczenie. Ale co z tego, że otoczenie toru wygląda ładnie skoro i tak nie można wyjechać poza wyznaczoną trasę przejazdu ani na milimetr. Tor jest tak naprawdę tunelem z niewidzialnymi ścianami, przez które nie można przejechać. Wyobraź sobie drogi czytelniku, że jedziesz motocyklem z dużą prędkością napotykasz na swojej drodze wyskok, za którym jest ostry zakręt. Elementarne prawa fizyki pozwalają myśleć, że wynikiem takiej jazdy będzie wyfrunięcie z trasy i prawdopodobnie zaliczenie bliskiego spotkania z ziemią już poza nią. Ale twórcy gry chyba mieli pałę z fizyki w szkole, bo w grze wygląda to tak. Jedziesz, wyskakujesz, efektownie lecisz, w powietrzu napotykasz na niewidzialną ścianę, która lekko skręca twój motocykl i profiluje tor lotu tak, aby motocykl wylądował na trasie, lądujesz i jedziesz dalej. Za to tej grze należy się nagroda specjalna za realizm. Sama fizyka jazdy też jest dość dziwna wielokrotnie, gdy powinniśmy się wywrócić jedziemy dalej a w niektórych przypadkach wywracamy się zupełnie bez powodu. Efekt psuje też to, że motocykl nie pozostawia po sobie żadnych śladów, ani na błocie ani na asfalcie (starałem się jak mogłem: gwałtownie przyśpieszałem, ostro hamowałem i nic ani odrobinka gumy nie została na asfalcie). O ile wykonanie sylwetki zawodnika jest w miarę dobre to motocykl mógłby mieć trochę więcej szczegółów (tu też klasa 125 i 250 cc niczym się nie różnią, poza kolorem numeru na motocyklu). Nadmienić trzeba, że można ustawiać wysokość zawieszenia i rodzaj opon, ale jakoś nie specjalnie zauważyłem, aby miało to istotny wpływ na zachowanie motoru na trasie. Niewątpliwym plusem gry jest to, że w grze występują oryginalni zawodnicy, można nawet, co nieco o nich poczytać. Dla fanatyków tego sportu to może być coś ciekawego, w Polsce nie ma chyba ich zbyt wielu, u nas królują skoki narciarskie. Menu jest wykonane dość prymitywnie i wcale nie zachęca do gry. Pograć można we FREESTYLE – moim zdaniem najciekawsza część gry. Polega na wykonaniu trików w określonym czasie na specjalnych arenach, za które otrzymuje się punkty. Można grać samemu lub z kumplem na podzielonym ekranie. Ilość sztuczek jest żałośnie mała, to nie Tony Hawk, więc rozgrywka szybko się nudzi. Alternatywą jest RACE stajemy do rywalizacji w zwykłym wyścigu, do którego też można dołączyć kumpla. A w SERIES do dyspozycji jest kilkanaście wyścigów z crosowego sezonu 2000 i tu znowu jeden z nielicznych plusów gry: też można grać we dwoje na podzielonym ekranie. Dobre rozwiązanie, walka ramię w ramię o pierwsze miejsce w tabeli z kimś, żywym urozmaica sezon. W TIME TRIALS jedziemy samotnie na wybranym torze i staramy się nakręcić najlepszy czas. Jest też opcja CUSTOM RIDER tu można sobie stworzyć własnego motocyklistę, nadać mu nazwisko, dobrać kolor ubranka i motocykla oraz ustawienia maszyny. Dodam tylko, że w grze jest jeszcze TRACK EDITOR, w którym można stworzyć własny tor, gdy znudzą się nam te w grze.
Podsumowując: Jeremy McGrath Super Cross 2000 nie jest grą wybitną powiedziałbym nawet, że nie jest grą dobrą znajduje się zdecydowanie poniżej średniej, jeśli chodzi o gry na Dreamcasta. Oto przykład jak można zmarnować dobry pomysł i licencję na nazwiska. Niespecjalnie polecam wam tę grę chyba, że jesteście naprawdę spragnieni nowego tytułu lub fascynuje was ten sport. Aby nie kończyć tego tekstu w tak pesymistycznym nastroju napiszę tylko, że na makarona powstało wiele świetnych gier i naprawdę jest z czego wybierać. :)
|
|