RECENZJE
Shenmue [ by Emisio
]
|
W sumie wystarczyłoby powiedzieć, że tę grę robił Yu
Suzuki, ale to byłoby zbyt proste. Bo choć prawdą jest, że Yu jest świetnym designerem i producentem, że stworzył serię
VF, to laików takie stwierdzenie zupełnie nie przekonałoby do kupna gry. No to zacznę od podstaw.
Shenmue prasa określiła jako "namiastkę wirtualnej rzeczywistości", zaś sami autorzy woleli nazywać ją FREE (od Full Reactive Eyes
Entertainment), ja natomaist nazwałbym ją po prostu... przygodówką z możliwością większej interakcji ze środowiskiem. W grze wcielamy się w rolę niejakiego Ryo
Hazuki. Chłopak ma 18 lat i jest w ogóle całkiem przeciętny (chociaż karate zna wyśmienicie - w końcu jego ojciec prowadzi
dojo). Pewnego razu, wracając do domu widzi, że coś jest nie tak - przed domem stoi czarna limuzyna, a szyld jest zniszczony. Widzie, że na ziemi leży gosposia (oczywiście pomaga jej się ocknąć), a idąc w stronę dojo widzi jak młody adept - Fukuhara-San zostaje wyrzucony przez dzwi
"dodżo". I tutaj poznajemy czarnego charaktera - to Lan Di, chińczyk, szef chińskiej mafii. Przyjechał tu po to, ażeby zabrać tajemnicze lustro. Ojciec Ryo nie chce wyjawić mu miejsca schowania lustra, łamie się dopiero gdy Lan grozi, że zabije
Ryo. Przedmiot zostaje skradziony, a Iwao (ojciec) zabity w nierównym pojedynku. Zrozpaczony Ryo postanawia pomścić śmierć ojca... I tak w telegraficznym skrócie przedstawia się fabuła gry. Ryo wychodzi z domu, rozmawia z napotkanymi osobami, jest miły i spokojny. Ale co ja Wam będę tu opowiadał... sami zagrajcie!!
Integralną częścią gry jest grafika, a raczej Grafika! Jest po prostu przewspaniała - świetna praca kamery, ekspresje na twarzach, piękne tekstury, dopracowane otoczenie - słowem cukierek! A nawiasem mówiąc, to otoczenie zmienia się z upływem czasu. Może padać śnieg, deszcz, świecić słońce, zmieniają się pory dnia, a z nimi oświetlenie i ruch na ulicach, sklepy są zamykane, a bary - otwierane... W wypadku tej gry grafa nierozerwalnie łączy się z samą grywalnościa - gdyby strona wizualna gry była kiepska mało kto by w nią dłużej pograł. Co prawda są i wady, jak znikające postacie czy ledwo zauważalne spowolnienia, ale jak dla mnie są to detale, które nie mają wpływu na grę. Według mnie na PS2 jest tylko kilka gier (poniżej 10), które lepiej wyglądają niż dzieło sztuki mister
Suzukiego. Także strona dźwiękowa jest bardzo dobra, głosy lektorów są przeważnie dobre (czasem zdarzają się wyjątki), a muzyka jest adekwatna do danej sytuacji. Mnie bardzo spodobał się moment, gdy Ine-San dała młodemu Hazukiemu list od Zhu Yuanda (ten z Chin) - wtedy to powiedziała coś w stylu, że była niemądra iż uważała, że syn Iwao Hazukiego może trzymać sie zdala od kłopotów. Co mnie w tym zachwyciło? Po prostu zostało to tak wspaniale wypowiedziane, z takim uczuciem, i poza tym to było takie... ludzkie!! Tak więc, jak wcześniej nadmieniłem lektorzy spisali się dobrze - zwłaszcza ci, którzy grali główne role, jak
Ryo, wspomniana już Ine-San, Lan Di, Iwao Hazuki czy Nozomi. Trochę chałowato podłożono głos pod Fuku-Sana i Gora (tego z portu).
W grę grało mi się bardzo przyjemnie, skończyłem ją ze cztery razy, nie wiem czemu, ale coś ciągnie mnie do niej. Nie raz włączam sobie intro (nota bene świetnie zrealizowane), czy też czwartą płytkę
Shenmue, po to tylko by pooglądać cudną grafikę. A tak na marginesie, wiecie, że Yamagitchi-San (nie wiem jak to się pisze, ale chodzi mi o tego dziadka, którego omal nie przjechała limuzyna) może nauczyć Was nowego ciosu - możliwe jest to na drugiej płycie, pod warunkiem, że kupiliście wszystkie ciosy z antykwariatu! OK, teraz czas powiedzieć coś o mechanice gry. Są trzy główne rodzaje rozgrywki - Quest (to tu węszysz za Lanem DI, rozmawiasz itp.), Free Battle (walka, najczęściej z kilkoma przeciwnikami naraz) oraz QTE (tu podczas animacji wciskasz jakiś przycisk i Ryo np. unika ciosu nożem). Najefektowniejsze są zdecydowanie Quick Time
Eventsy, ale Free Battle jest także bardzo ciekawe i dopracowane (w końcu Yu robił przy serii
VF). Co zaś się tyczy samej walki, nasz Ryo może uczyć się nowych ciosów - albo sam odkryje kombinacje, albo kupi manuskrypy z ciosami, albo po prostu ktoś nauczy go nowych ruchów. Takim swoistym zwieńczeniem "Swobodnej Walki" jest naparzanka z 70 gangolami (oczywiście orzychodzą w małych grupach...) pod koniec gry.
Oczywiście są także i wady. Oprócz wspomnianych już wcześniej drobnych błędów graficznych, denerwujące może być oczekiwanie na jakieś wydarzenie. Choć nie ukrywam, że niektórym to się podoba - taki zabieg jeszcze bardziej urealnia rozgrywkę. Ale denerwujący i tak jest :-). Tempo rozwoju wydarzeń, zwłaszcza na początku, nie jest zbyt szybkie, a grając bez opisu nie zawsze wiadomo gdzie się udać, by popchnąć akcję naprzód. No cóż, taki urok tej gry. W sumie te wady wypisuje troszkę na siłę - nie są na tyle znaczące, by zepsuć zabawę. Na koniec pozostaje mi tylko jedno... lećcie do sklepów po tę grę (a jak macie już pierwszą część, to biegnijcie po drugą :-)) I jak to mawiał lektor
"And Does the Saga Begins"
Wspaniały dźwięk, jeszcze wpsanialsza grafika i niesamowita miodność tej pozycji, czynią z niej doskonałą grę dla każdego. Ponadto jako pierwsza porusza aspekty życia codziennego. Także wprowadzenie upływania czasu w grze to wydarzenie bezprecedensowe. Dlatego moja ocena nie może być inna.
|
|